Zima, jako jedyna pora roku, tak bardzo sprzyja obserwacji zwierząt. Oczywiście z wyjątkiem tych, które zapadają w sen zimowy. Szczególnie pomocna jest w przypadku gatunków zasiedlających rzeki i ich bezpośrednie sąsiedztwo. Wydra, norka czy wreszcie bóbr w tym okresie są doskonale widoczne na lodzie czy śniegu i to z dużej odległości. Dobrze jest to wykorzystać i przyjrzeć się im bliżej. Tematem dzisiejszego wpisu jest bóbr ( Castor fiber ) - największy i najbardziej cierpliwy rzeczny ssak spośród tej trójki.
Następna wizyta u bobrów znajduje się pod tym linkiem.Cisza absolutna. Żadnego ruchu. Mróz skuł bez litości całą okolicę. Zamarzł nawet wąski przesmyk w lodzie, którym bobry regularnie dopływały do żeremia.
Aż wreszcie, na tym śnieżno-lodowym pustkowiu, coś zaczęło się dziać. Otóż w ciemnym otworze bobrzej nory pojawiła się końcówka obgryzionej gałęzi, która nie tylko zawisła w powietrzu, ale nawet zaczęła regularnie podskakiwać! To „paranormalne zjawisko”
długo nie trwało, a objedzona dokładnie gałązka została wnet wyrzucona na stos jej podobnych. Przy czym biesiadnik cały czas pozostawał w cieniu.
Następnego dnia mam więcej szczęścia. Już po trzech godzinach leżenia plackiem na lodzie pojawia się pierwszy bóbr. Wolno i ostrożnie wyłania się z wody. Pozostając w zanurzeniu lustruje okolice przerębli.
Widać zadawala go totalny spokój w okolicy, a w nozdrza nie wpada nic podejrzanego, to i wynurza się bardziej. Nie do końca jednak wie, co ma myśleć o tym wielkim czarnym oku obiektywu, którego tu wcześniej nie widział.
Głód szybko wygrywa z tym małym strachem o moje tele i bóbr po chwili zajmuje się już swoimi sprawami.
Wnet dołącza do niego drugi osobnik i konsumpcji nie ma końca. Bobry nie śpieszą się – wszystko co robią, czynią wolno i dostojnie.
Nagle odgłosy ujadających w pobliskiej wsi psów zmąciły spokój jednego ze śniadających bobrów. Wzniósł powoli głowę, powęszył i… tyle. Drugi może tylko nieco bardziej otworzył oczy. To jest siła spokoju.
Obserwowane bobry niewiele chodziły. Zazwyczaj w miejscu gdzie wyszły na lód od razu siadały i obgryzały wyłowione kłącza. Potem w tym miejscu nurkowały.
Po każdym wynurzeniu bóbr pozbywał się szybko wody z futra, choć nie miało to akurat wtedy większego sensu, gdyż jednocześnie padał obfity śnieg z deszczem.
Bóbr nawet zanurzając się emanuje spokojem.
Stojąc na lodzie po prostu zniża z wolna głowę, a potem pooowooolutku przechyla się do przodu, aż w końcu, osiągając punkt krytyczny, wpada zgrabnie w toń. Oczywiście zupełnie inaczej ma się sprawa, gdy spłoszne/zaskoczone zwierzę błyskawicznie ewakuuje sie do wody. Wówczas okazuje się nie tylko zadziwiająco szybkie, ale również rozmyślnie hałaśliwe, gdyż klaśnięciem płaskiego, masywnego ogona o lustro wody informuje pozostałe bobry o zaistniałym zagrożeniu.
Pozdrawiam – Marcin