Po kilku tygodniach wróciłem nad rzekę. Zmieniłem tło, zmniejszyłem dystans, podkręciłem światło, bobry zostawiłem. Momentami ze słońcem przesadziłem, to też przez południe spałem na ruinie opuszczonego żeremia - ktoś lub coś zrobiło w nim wielką dziurę. Zwierzęta dopisały, strachu nie miały. Czasem nawet wdałem się w śmiały monolog, by zachęcić bobra do jakiejkolwiek interakcji, lecz na próżno. Te które zastałem już jako siedzące, były wytrwale zamknięte w sobie. Wygrzewały się na słońcu z zamkniętymi oczami i niewiele obchodziło je otoczenie. Cieszyły sie ciepłem. Wykorzystywały też to wilki i raz za czas znajdowano resztki po takiej uczcie. Drapieżniki wtenczas regularnie zaglądają nad rzekę, gdyż podobny czas bobrzej obfitości w ich menu długo się nie powtórzy. A już na pewno nie przy tak małym nakładzie sił i czasu.
Wcześniejsza wizyta u bobrów znajduje się pod tym linkiem.Zaniepokojony/zaciekawiony bóbr podpływa blisko i długo przygląda się intruzowi. Zdarzało się, że płynął środkiem nurtu zgodnie z moim kierunkiem i szybkością marszu. Miałem wówczas wrażenie, że wyprowadzam go na spacer. Tu akurat zwierzę płynęło pod prąd i mimo małej prędkości tworzyło sporą falę.
Przy wyciąganiu gałęzi i przy innych okazjach bóbr ( Castor fiber ) moczy często wąsy, a mróz za każdym razem odkłada na nich kolejną warstwę lodu.
Jeden z bobrów miał wielką potrzebę dotykania drugiego. Przy czym drugi niekoniecznie. Doszło jednak w końcu do zsynchronizowanej, dwusekundowej eksplozji emocji, po czym bobry zastygły w tej pozycji na długi czas. Nie byłem tym specjalnie zaskoczony. Mocne słońce zniewalało je totalnie.
W tym rejonie przeplatają się obie formy barwne bobra. Czasem można było odnieść wrażenie, że kolor w towarzystwie miał znaczenie.
Pozdrawiam – Marcin