Sam nie wiem co o nim myśleć. Jak każda dzierzba i srokosz ( Lanius excubitor ) jest drapieżnikiem. Nie można mieć co do tego wątpliwości, obserwując jak ptak ten spada na zaskoczoną mysz, uśmiercając ją uderzeniem, haczykowato zagiętego dzioba. Mam jednak pewne wątpliwości, kiedy ten sam srokosz rzuca się w pogoń za przelatującym obok jego czatowni, niezbyt szybkim wróblakiem. Gdy zdoła go dogonić, wtedy to ptaki zaczynają jakby krążyć wokół siebie. Wykonują przy tym dziesiątki zwodów i pokrewnych akrobacji. Raz to unosząc się, a raz opadając, przypominają raczej zwiewne motyle w wiosennym, słonecznym i radosnym tańcu. Wtedy właśnie jakoś nie widzę w nim drapieżnika, choć to często śmiertelny dla srokoszowego partnera pląs.
Srokosz zdaje się mieć w sobie cały ocean cierpliwości. W tej pozycji kontroluje kawał gruntu czekając na mniej uważnego gryzonia. Równie dobrym miejscem czatów jest np. wierzchołek gęstej wierzby dającej schronienie gromadzie rozgadanych mazurków. Srokosz będzie długo czekał na jednego z nich.
Ptak ten ma osobliwy zwyczaj magazynowania pożywienia przez nabijanie ubitych nieszczęśników na różnego rodzaju kolce. W ten sposób rekompensuje też sobie brak mocnych szponów, którymi by mogły przytrzymać ciało ofiary podczas zjadania.
Unieruchomiwszy zdobycz, silnymi uderzeniami dzioba porcjuje ją i połyka całymi kęsami. Niestrawione części, jak sierść i kości, wydala w formie wypluwki, podobnie jak czynią to sowy.
Głowę myszy polnej pochłania w całości, choć jej wielkość sprawia mu problem. Mimo maksymalnie szeroko rozwartego dzioba trwa to dłuższą chwilę.
W innym miejscu, deszczowo-marznące realia przydały blasku srokoszowi.
Krzak róży służył również za spiżarnię, choć z braku odpowiednich kolców, zdobycz była klinowana między gałązkami.
Zimowa czerwień ma różne odcienie.
Dziękuję za wizytę
Marcin